BOŻE CIAŁO

Tegoroczna procesja w Uroczystość Bożego Ciała w naszym mieście, ze względu na trwające obostrzenia sanitarne, zorganizowana była w obejściu kościoła. Obecność sporej liczby wiernych, szczególnie dzieci pięknie, odświętnie ubranych, napawa serca radością. I nie o ilość osób chodzi ale przede wszystkim o to, że jednak wielu jest takich, którzy autentycznie odczuwają „głód” Boga.

Chyba jak nigdy dotąd, wiara autentycznie przeżywana, jawi się jako źródło siły ducha i człowieczeństwa w obliczu przeciwności, także tych związanych z pandemią.

Jak każde odniesienie do Boga, tak i Uroczystość Bożego Ciała, domaga się wiary. Nie tyle zrozumienia, nie operowania najbardziej zawiłymi terminami z filozofii czy teologii ale właśnie wiary, która winna być najbardziej prosta jak tylko się da.

„Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało moje. Kto spożywa moje ciało i krew moją pije ten ma życie wieczne a ja go wskrzeszą w dniu ostatecznym”. Oto wezwanie i zapewnienie Jezusa, które trzeba nam ze szczególną starannością i zaangażowaniem przyjąć i rozważyć.

Św. Jan Paweł II w  encyklice Redemptor hominis pisał: „Człowiek nie może żyć bez miłości. Człowiek pozostaje dla siebie istotą niezrozumiałą, jego życie jest pozbawione sensu, jeśli nie objawi mu się Miłość, jeśli nie spotka się z Miłością, jeśli jej nie dotknie i nie uczyni w jakiś sposób swoją, jeśli nie znajdzie w niej żywego uczestnictwa” (10). Tylko człowiek, który doświadcza, jak bardzo jest kochany przez Boga, niezależnie od tego nawet, co mu się nie udało, co stracił, jak zawinił, tylko taki człowiek może mieć dość siły ducha, aby samemu kochać, aby się nie załamać w obliczu przeciwności, które w życiu każdego człowieka się pojawiają.

Z wiarą w Boga obecnego pod postacią chleba jest jak z miłością, o której rzesze poetów i filozofów pisała i pisze, debatowała i debatuje ale i tak jej sedno wymyka się wszelkim ludzkim pojęciom, które są po prostu ograniczone rzeczywistością, którą znamy. Jednym z takich pojęć czy sformułowań, które raczej nam zaciemniają niż wyjaśniają istotę rzeczy jest stwierdzenie: przyjąłem Komunię. Bez głębokiej refleksji, na którą niewielu sobie pozwala, jakże trudno w tych słowach dostrzec osobę samego Boga. Raczej uzmysłowić nam sobie trzeba, że w komunii przyjmuję KOGOŚ, kto mnie kocha miłością bezwarunkową. Boże Ciało jest zaproszeniem do nowej gorliwości, do zapału w chwaleniu Boga, który daje się człowiekowi poznawać.

Tegoroczne procesje przeważnie zostały zamknięte w obrębie kościelnych obejść, kościelnych murów. To niestety smutny symbol obecnej rzeczywistości, w której jest coraz mniej miejsca dla Boga; nawet w życiu ludzi wierzących, a może lepiej powiedzieć: ludzi ochrzczonych, tylko ochrzczonych. Z bólem serca obserwujemy jak wiarę w Boga spycha się do roli folkloru, zabobonu lub czegoś co oznacza naiwność. Dowód? Wielu ludzi młodych, którzy przyjęli parę miesięcy temu sakrament bierzmowania – sakrament, podczas którego sami zapewniali, że wiarę będą mężnie wyznawać a gdy będzie trzeba to jej bronić – zrezygnowała z religijności, w której wyraża się wiara. Chętnie za to opowiedzieli się za…. niestety, moralną dewiacją. Czemu tak się dzieje? Może brakło świadectwa, przykładu życia z wiary ze strony nas – dorosłych? Osób duchownych czy rodziców, którzyś my się do wychowywania w wierze młodego pokolenia zobowiązali? To pytanie boleśnie brzmi a wiadoma odpowiedź jeszcze bardziej. I niech boli nas sumienie, bo nie może być ono spokojne, gdy z taką łatwością, lekkością i cynizmem, wiarę naszych ojców trwonimy. Wiarę i wartości wyższe, za które jakże często gotowi byli życie oddawać.

Niedawno, ktoś wspominał: Szkoda, że minęły już czasy, kiedy młodzież idąc rano do szkoły, najpierw do kościoła na krótki pacierz wstępowała a i dorośli, chociaż śpieszyli się do pracy, zdążyli na „zdrowaśkę” w kościele przyklęknąć. Co było innego w tamtym, nie tak dawnym czasie? Bóg i wiara byli inni czy ludzie bardziej dbali o hierarchię wartości by właściwie była ustawiona i przeżywana? Bóg ani na jotę się nie zmienił; On tak samo kocha człowieka, każdego człowieka. Kocha bezwarunkowo i tęskni za nami.

Ale z nami, z ludźmi, coś złego się stało. Przestaliśmy tęsknić. Skąd takie twierdzenie? Mówią, że aby pokochać, to trzeba zatęsknić. Za Bogiem, współczesny człowiek, coraz mniej tęskni, bo coraz częściej z tego, co miłością nazywamy, pozostała tylko miłość własna.

Staliśmy się egoistami, którzy uwierzyli ale tylko w siebie, że jesteśmy we wszystkim samowystarczalni; żeśmy w końcu bogami. Teraz kult i uwielbienie człowieka i jego cielesności stało się normą promowaną wszędzie. Tylko gdy człowiek klęskę w swym człowieczeństwie coraz częściej ponosi, to już woalem milczenia zakrywa się pustkę istnienia, w którym pokornemu nad podziw Bogu miejsca odmówiono.

A On, w Swej MIŁOŚCI, nie zmąconej żadną ludzką bezbożnością, wciąż pokornie zda się mówić do kapłańskiego, rodzicielskiego, starczego i młodziutkiego jeszcze człowieczego losu: Oto stoję u drzwi i kołaczę. Jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze mną.

6 czerwca 2021|